Balladowe oblicze muzyki w Los Santos – wywiad z Henrym Newmanem
Regularnie na Twitterze, wieczorami, użytkownik @Henry_z_Bennysa informuje o tym, że będzie dawał mały koncert. Najczęściej można go spotkać przy siłowni GoGym na Vespucci Beach. Henry Newman umila wieczory bardziej lub mniej znanymi piosenkami, do których przygrywa na gitarze akustycznej.
Megan Nguyen: Czym jest dla Ciebie muzyka i jakie miejsce ma w Twoim życiu?
Henry Newman: Pochodzę z Wielkiej Brytanii, gdzie ukończyłem szkołę muzyczną. Niestety w klasie, w której doskonaliłbym grę na gitarze nie było już miejsc (były one w większości zarezerwowane dla dzieci nauczycieli), dlatego skończyłem tam, zdając grę na akordeonie. Jednakże, odkąd tylko pamiętam, ciągnęło mnie do gry na gitarze. Pierwszą otrzymałem dopiero po ukończeniu szkoły. Rodzice dobrze wiedzieli, że dając mi ten instrument, zupełnie zapomniałbym się w nauce. więc akordeon poszedłby w odstawkę. Po szkole odnosiłem większe sukcesy, zakwalifikowałem się do półfinału tamtejszego talent show. W Stanach jednak stało się to dla mnie po prostu pasją. Jeśli potrzebuję odreagować, idę w muzykę. Jedni idą w używki – alkohol, narkotyki, tytoń. Dla mnie uzależnieniem jest muzyka.
MN: Jaką muzykę wykonujesz i czy jest to spójne z tym, czego słuchasz?
HN: Głównie wykonuję wolniejsze utwory – króluje u mnie muzyka pop, ballady. Wynika to z tego, że mój głos najlepiej do nich pasuje. Niestety nie jest on tak głęboki. abym mógł pozwolić sobie na dobre wykonywanie utworów cięższych – metalowych kawałków. Dlatego też rezygnuję z nich w moim repertuarze. Odnosząc się do spójności, jest zupełnie odwrotnie! Na codzień słucham muzyki elektronicznej – w głównej mierze. Czasem też skręcam w stronę rocka lub metalu.
MN: Dlaczego nie zdecydowałeś się na karierę profesjonalnego muzyka?
HN: Oczywiście bardzo chciałbym żyć dzięki mojej pasji, jaką jest muzyka. Po przyjeździe tutaj nie miałem jeszcze szczęścia, aby wybić się do mainstreamu, załapać się w jakiejś wytwórni. Jeśli miałbym decydować się na karierę muzyczną, chciałbym mieć dobre warunki do tego. Nie podejmowałbym się prób przebicia bez bycia w wytwórni. Ponadto, muszę zaznaczyć, że motoryzacja to również moja pasja. Na tym polu udało mi się przekuć ją w źródło zarobku.
MN: Czy kariera w Los Santos jest w ogóle możliwa dla osoby spoza dominującego w lokalnej muzyce rapu? Z jakim odzewem tutaj się spotykasz?
HN: Wiem, że jest niemała ilość ludzi, która chce słuchać bardziej spokojnej muzyki, którą wykonuję. Wydaje mi się, że wystarczy dotrzeć do konkretnej grupy docelowej. Mam już grono swoich fanów – są tacy, którzy regularnie przychodzą na moje występy. Trzeba też wziąć pod uwagę, że ludzie są różni i mają różne gusta. Dziś najbardziej popularny i dochodowy jest rap, ale nie jest to też cały rynek muzyczny. Ja sam często pytam osób, które przyszły na mój występ, co chcieliby usłyszeć w moim wykonaniu, aby ich zadowolić. Jeśli chodzi o odbiór, muszę przyznać, że osoby, które na codzień słuchają gitarowych brzmień, pozytywnie mnie oceniają.
MN: Czy występowałeś już na jakiś wydarzeniach? Czy robisz to za darmo, czy dostawałeś za to wynagrodzenie?
HN: W niedługim czasie, bo już 7 kwietnia będę występował z klubem motocyklowym Angels of Death na scenie niedaleko Del Perro. Zostałem zaproszony na motocyklowy zlot charytatywny. Nie spieniężam swojej pasji. Robię to teraz za darmo, właśnie w koncepcji charytatywnej.