Wycieczka do piekła
To, co teraz przeczytacie, jest relacją z rejsu, który miał być jak ze snu, a okazał się najgorszym koszmarem wielu mieszkańców naszego miasta. Osiemnasty marca to data, która zapisała się w głowach uczestników jako jeden z najgorszych dni ich życia.

Ruszyliśmy w okolicach godziny 20:00 z parkingu obok Go Gym, podjechaliśmy do przygotowanych dla nas jachtów i popłynęliśmy do miejsca docelowego – Cayo Perico. Obiecywano nam open bar, imprezę do rana, ognisko, prywatnego DJ-a, wyścigi w terenie, a nawet poszukiwanie skarbów o wartości 10.000$. Po dopłynięciu do brzegu wyspy, powitał nas mieszkaniec tej wyspy, który przygotował dla nas samochody. Zdążyliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie przy wielorybie i ruszyliśmy w głąb wyspy, gdzie miała odbyć się cała impreza

Naszym oczom ukazało się miejsce jak z pocztówki – cudowny widok zachodzącego słońca, przygotowany bar oraz miejsce do tańczenia. Drewno już było przygotowane do rozpalenia ogniska, które miało prawdopodobnie symbolizować to, jak gorąca będzie ta noc.
Nie zdążyliśmy jeszcze dokładnie wszystkiego obejrzeć, jak zobaczyliśmy nadpływające dwie łodzie w naszą stronę. Okazało się, że wyspa była zamieszkana, ale nie przez uprzejmych mieszkańców, którzy zapewnią nam jak najlepsze wrażenia z tego wypadu.
Było wręcz przeciwnie – z łodzi wysiadło kilku jak nie kilkunastu uzbrojonych w broń długą mężczyzn, którzy momentalnie zaczęli strzelać o kilka cali nad naszymi głowami i kazali nam padać na ziemię a następnie oddać wszystko, co mamy w gotówce czy innych kosztownościach.
Na początku organizator zapewniał nas, że to tylko część show. Miał to być element zaskoczenia, taka atrakcja-niespodzianka. Prawdziwą i dosyć przykrą “niespodzianką” było wystrzelenie połowy magazynka przez jednego z uzbrojonych mężczyzn w niewinnego staruszka, który pomógł nam dostać się dalej.
Napastnikom nie było dość wrażeń. Postanowili, że w tym momencie możemy sobie zwiedzać wyspę i bawić się do woli. Nasze nastawienie bardzo szybko się zmieniło i z ochoty na zabawę zaczęła się paniczna walka o przetrwanie. Cała grupa rozdzieliła się na mniejsze grupki, przez co sama ucieczka z wyspy wydłużała się na naszą niekorzyść, z której oprawcy nie omieszkali skorzystać co chwilę łapiąc nas i wywożąc w różne miejsca grożąc na wszystkie możliwe sposoby.
Po kilku godzinach udało się znaleźć nasze jachty oraz pozostawione przez napastników łodzie, którymi część wycieczki zdołała uciec. Reszta nie miała tyle szczęścia i została “poczęstowana” ołowiem przez złoczyńców. Na szczęście Gwardia Narodowa wraz ze Strażą Przybrzeżną ocaliły resztę uczestników, opatrzyła ich i przetransportowała do szpitala znajdującego się w Pillbox Hill.
To jest pierwsza część relacji z felernego rejsu. W drugiej części opublikujemy wywiad z organizatorem, który sam postanowił stawić się w biurze Weazel News oraz poprosić o przedstawienie jego stanowiska w całej sprawie.